Hasło „karp na każdym wigilijnym stole” to słowa Hilarego Minca – wicepremiera komunistycznego rządu Polski (1949-52). Z uwagi na fakt, że w okresie PRL brakowało tradycyjnego śledzia, karp był jedną z niewielu ryb dostępnych na rynku w okresie przedświątecznym. Aby nie angażować w handel i tak brakujących w gospodarce socjalistycznej środków, żywy karp, nieprzerobiony trafiał przede wszystkim do zakładów pracy. Zwyczajem było przynoszenie do domu żywej ryby w torbie lub wiaderku, umieszczanie jej w wannie i własnoręczne zabijanie.
Badania naukowe dowodzą ścisłego związku związek pomiędzy smakiem karpia a stresem, który przeżywa, np. podczas nieodpowiedniego transportu. Dlaczego tak się dzieje? w krwi karpia transportowanego w złych warunkach wzrasta poziom hormonów stresu i jego mięśnie zakwaszają się kwasem mlekowym. Jak zapewniają kucharze ryby śnięte, stłoczone i przyduszone smakują gorzej.
Uśmiercanie karpi w domu to stres dla domowników, zwłaszcza tych najmłodszych. Wielu z nas do dziś pamięta z dzieciństwa nagłe zniknięcie „rybki” pływającej w wannie. Wigilia to w wielu polskich domach czas ciepłych, rodzinnych świąt, dlatego warto zadbać o atmosferę nie tylko porządkując dom czy stawiając na stole świąteczne potrawy.